Co wolno wojewodzie, to nie Tobie smrodzie.
Znalazłam się mniej więcej miesiąc temu w punkcie, który jest dla mnie ogromnym wyzwaniem.
W miejscu, w którym nigdy nie chciałabym być, a jednak wiedziałam, że kiedyś i mnie to spotka.
W mojej córce buzują sprzeczne uczucia i informacje.
Z jednej strony imponują jej inne dzieci, z drugiej zna zasady naszej rodziny i nie chce mnie zawieść.
Podoba jej się samowola i brak ograniczeń, które poznała u kilkorga znanych nam dzieci.
Podoba jej się ostre słownictwo jakim potrafią się posługiwać, a jednak wie,
że tak się nie robi, nie mówi.
Skąd to wie?
Bo nigdy nie miała z tym do czynienia we własnym domu, to z niego wynosi swoje wartości i zachowania.
Nie nazywam jej małą kurwą, nie szarpię w złości i nie mówię, że mnie wkurwiła.
Nie usłyszy nigdy ode mnie żadnych innych przekleństw, choć potrafię ich używać i robię to,
kiedy muszę wyrzucić z siebie jakąś złość.
Nie rzucam garnkami po domu i nie klnę.
Nie ciskam się do niej, bo coś po raz kolejny wydarzyło się złego w jednym dniu.
Nawet jeśli po raz kolejny mówię do niej i mam wrażenie, że mówię w pustym pokoju, nawet jeśli znów wylała zupę na podłogę,
a tuż po tym pomazała stół i siebie flamastrami, a kiedy pójdzie się myć, mokra jest cała ona i łazienka.
NIE biję!
NIE wrzeszczę!
Nie robię tego, bo to jedynie upust dla moich frustracji, jedynie sposób na rozładowanie złych emocji.
Na kim, na niej?
Czy chciałabym uderzyć swoje dziecko, bo mam dość własnej nieporadności?
Dlaczego nie umiem do niej dotrzeć, dlaczego znów odwraca się na pięcie i na mnie warczy jak zły pies.
Dlatego, że sama buduje swój obraz świata, chce być niezależna, a jest ubezwłasnowolniona.
Nie ma zbyt wielu praw, a całą masę obowiązków, do których każdego dnia dokładam kolejne, plus zakazy.
Tak nie rób, a tak rób, tu nie rysuj, tak nie jedz, teraz jedz, teraz śpij, teraz wstawaj, spiesz się…
Ona ciągle musi, MUSI mnie słuchać.
Czy mam czas, żeby zrobić to samo?
Mam.
Mam go i wiem, że nawet jak jest na mnie zła, choć właśnie nabroiła, to jest zła, bo czuje się winna,
wie, że sprawiła mi zawód, choć tego nie chciała.
Walczy ze swoimi słabościami, więc i ja walczę ze swoimi.
Nawet kiedy jestem zagniewana, to ją przytulam kiedy o to prosi.
Bo ona tego teraz potrzebuje. Mojego zapewnienia, że bardzo ją kocham.
Moje frustracje chowam w kieszeń. Na nic się zda bicie i wrzaski.
Systematycznie, codziennie. Ba, po sto razy dziennie, powtarzam to samo i wycieram mokrą podłogę jeśli trzeba.
Myję blat i szoruję jej rączki.
Nie wyładuję swojej złości na niej, bo to, że się złoszczę to moja słabość.
A dzieci będą broić, bo takie są. Sprawdzają własne moźliwości, umiejętności, budują swoje granice.
Ważna jest konsekwencja, ale nie tresura.
Dziecko to nie pies, nie ma miejsca w szeregu, bo szereg to linia prosta, na której rodzina stoi na równi.
“Co wolno wojewodzie, to nie Tobie smrodzie” To słowa, których ode mnie nigdy nie usłyszy.
Nie nadużywam “władzy”, bo zmuszanie siłą do posłuchu, może zaowocować jedynie tym,
że kiedyś nie posłucha, nawet kiedy powiem “KOCHAM”.
-
W podróży przez życie
-
http://moc-cynamonu.blogspot.com aguq
-
http://www.rekamimamy.pl/ Rękami Mamy
-
http://moc-cynamonu.blogspot.com aguq
-
http://www.rekamimamy.pl/ Rękami Mamy
-
-
-
-
Dominika F.