Dorotka

Ta Dorotka ta malusia ta malusia…

Uwielbiałam tę piosenkę jako mała dziewczynka, uwielbiałam kiedy śpiewała mi ją moja mama.

Po latach wyleciało mi z głowy, choć słowa wcale z niej nie uciekły.

A tak naprawdę ile znam kołysanek, przekonałam się kiedy nagle pojawiła się potrzeba ich śpiewania.

.

Niedawno czytałam gdzieś w sieci, wyłapane z jakiegoś bloga słowa mężczyzny, który obecnie będąc ojcem,

wspominał swoje dzieciństwo.

Dzieciństwo pełne bólu, szlochów, niezrozumienia i ciemności w pokoju.

Pisał o obojętności, jaka go otaczała w rodzinnym domu od wczesnych dni,

o tym jak zasypiał płacząc za zamkniętymi drzwiami, jednocześnie pragnąc, żeby go ktoś przytulił,

ucałował, zaśpiewał kołysankę.

Czytałam to i łzy lały mi się po policzkach,

bo jak tak można!

A potem sobie pomyślałam, że tak się dzieje za tymi drzwiami może codziennie?

Może jego rodzice w pełni świadomie ignorowali jego obecność, ale w ilu domach dzieje się tak “niechcący”.

Tyle teraz rad i nauk odnośnie usamodzielniania, tyle drzwi zamkniętych głucho z przykazem szybkiego zaśnięcia,

który ma na celu wzmocnienie odporności na trudy tego świata i usamodzielnienie.

.

Dziecko nie powinno spać z rodzicami, nie powinno być długo noszone,

utulone raz do snu ma grzecznie się położyć i zasnąć,

a jeśli zasnąć nie może, to ma leżeć w ciszy, aż w końcu zaśnie….

A najlepiej mu guzik wcisnąć ON/OFF i jeszcze dobrze żeby MUTE było,

jeśli się drze zza ściany zamiast spać.

.

Dziecko to taki mały człowiek, nie po prostu dziecko.

Czasem nie umie nazwać, może samo nie rozumie do końca własnych uczuć, ale wie,

instynktownie wie, czego potrzebuje.

Mój mały człowiek czasem sprowadza mnie lodowato na ziemię.

Staram się ze wszystkich sił, daję z siebie czasem więcej niż pozwalają mi na to te siły właśnie,

a mimo to czasem popełniam jakiś błąd.

Wtedy to małe istnienie, ledwo sięgające mi czubkiem głowy do kości biodrowych,

patrzy na mnie tymi swoimi głębokimi jak oceany oczami i mówi:

“Ale ja jestem jeszcze malutka, potrzebuję tego”. Albo “Jestem jeszcze mała od Ciebie, nie poradzę sobie sama”. 

Wtedy patrzę na nią raz jeszcze i dociera do mnie, że jej samodzielność to wspólny sukces,

mój i jej, ale to, że tyle potrafi, nie znaczy, że zawsze musi sama.

Czasem po prostu chce czuć się zwyczajnie zaopiekowana, bo wiem że ona potrafi,

tylko że chce, żebym jej pokazała jak bardzo ją kocham.

Nie, żebym mówiła o kochaniu,

nie, chwaliła przed innymi jaka ona jest zdolna i mądra, ale żebym to kochanie “robiła”.

Dla niej to ja jestem całym światem i tylko moja opinia jest obecnie dla niej ważna.

Moja dla niej, a jej dla mnie.

Co mi z tego, że ktoś mnie pochwali jak świetnie sobie sama radzę.

Co mi z tego, że ktoś chce być jak ja,

jeśli ten mój mały człowiek zapłacze w poduszkę i poczuje w sercu samotność.

.

Nocni wspomagacze to dziś u nas chleb powszedni.

Świetnie sobie radzą, ale nie mają “serca”.

Bywają takie noce, kiedy klęczę przy łóżku i nucę, albo mamroczę pod melodie z latarenki.

A bywa i tak, że zanim zacznie się to moje mamrotanie, to najpierw muszę odśpiewać kilka kołysanek

i dopiero “wchodzą” “wspomagacze”.

A jak pytam po co ja im wtóruję, skoro to żaden śpiew, tylko mamrotanie, to mi mówi, że chce słyszeć głos.

Bo ja tak ładnie śpiewam.

Khm khm… Polemizowałabym.

Ale nie zamierzam, bo mało kto mnie chwali w tej kwestii, więc skoro mam amatora

moich śpiewów to super, tylko czemu po nocach??

Z reguły jest nieźle, było koszmarnie, prawie nie sypiałam, a teraz jest super, bo jak się już położę,

to już wstawać nie muszę.

Tylko to mamrotanie… Bo zwyczajnie czasem mi się nie chce.

Ale nie zamykam drzwi, a po tamtej lekturze po prostu nie potrafię.

Bo sobie myślę, co ona tam czuje w tym swoim małym serduszku.

Albo, że to co mi się wydaje błahe, to w niej urośnie do monstrualnych rozmiarów i kiedyś wyjdzie bokiem,

jakąś urazą do mnie, albo ja wiem? Odbije na relacjach ze światem…?!

.

No dobra, ale jej relacje i wnioski swoją drogą, a moje potrzeby swoją.

Czasem mi się nie chce, czasem jestem zmęczona, czasem mam masę pracy.

Cały dzień na mega obrotach, a potem jeszcze mamrotanie…

Zasypiam w ubraniu.

Budzę, doczołguję się do łazienki, myję i …

.

Odechciewa mi się spać!!

Mam ochotę wyć.

Teraz to bym śpiewała jak stado słowików, ale teraz to ja potrzebuję zasnąć i już wiem,

co ona czuła przed chwilą…

Tylko, że ona niedługo wstanie.

Poprosi o śniadanko, pewnie jeszcze naleśniki jak znam życie, żebym musiała stać nieprzytomna nad patelnią,

zamiast posmarować chleb na szybko, jakąś wędlinę rzucić i zamknąć oko chociaż na chwilkę jeszcze.

Nikt mi nie pomoże, nikt mnie nie wyręczy.

A może jednak.

.

Tak oto zatrudniłam asystentkę!

Właściwie to jej nie płacę, nie karmię i tylko wymagam, ale jest w tym świetna.

Na nic nie narzeka, niczego nie oczekuje, ideał jak dla mnie!

.

Panna Misia Śpioszka z rodziny Śpioszków (klik)

Uroczy miś, dostępny w trzech kolorach. Mnie się najbardziej podoba brązowy,

ale Miśce, która jest pod wpływem fascynacji swoją koleżanką, wpadł w oko różowy.

No i dobrze, jej różowe wybory mnie nie bolą, bo raz że są rzadkie, a dwa całkiem naturalne w jej wieku.

.

To naturalne upodobanie do różowości sprawia, że odpowiadają na nie także producenci i oferują to,

o czym mała dziewczynka marzy.

Trzeba znaleźć umiar we wszystkim, ale bronić się nie ma sensu. 

To, co podoba się nam, rodzicom, nie zawsze będzie spełnieniem marzeń dziecka.

To co nam wydaje się słuszne, może sprawić, że dziecko będzie smutne.

Jak to zamykanie drzwi.

Śpioszka mi pomaga w mamrotaniu, a właściwie to póki co całkowicie mnie wyręcza. (Jeee!)

Oczywiście przytulamy się przed zaśnięciem, mówię jak bardzo ją kocham, opowiadam o nowym domu,

do którego się wprowadzimy, przesyłamy milion całusków i zapewniam o miłości taty,

ale to Śpioszka za mnie śpiewa.

No właśnie! Tu jest jest największy sekret mojej asystentki.

Bo misia śpioszka nie tylko świeci i rzuca na ścianę cudne gwiazdy, serduszka i księżyc,

ale śpiewa pięknym głosem “mamy”.

Nie arie operowe, nie plumkające dźwięki, ani burczące głosy z zaświatów, które mogą jedynie dziecko wystraszyć,

ale piękny i ciepły głos.

Taki mamowy.

Moja asystentka śpiewa cztery kołysanki, w tym moją ukochaną “Dorotkę” :)

Nie tylko moją, bo Michalinie też się podoba.

Zamęcza misiową łapkę, ciągle uruchamiając kołysankę od początku, ale i ja śpiewam w kółko to samo,

więc i to jest naturalne. Póki to działa, to mi nie przeszkadza.

Dźwięki można bajerancko przyciszyć i podgłośnić.

Zazwyczaj jest to pstryczek obok on/off, a tutaj to klikacze ukryte w stopach miśka

i oznaczone plusikiem i minusem.

Sprytne.

Strasznie fajny ten misiek. Zupełnie inny od projektorów, które do tej pory widziałam.

Poza faktem, że jest milusiński i można go położyć pod głową, tulić i sadzać na krześle i wózku, to ma ten głos.

Prawdziwy głos!

I mimo tego różu, kochamy śpioszkę obie. 

Ja za nieocenioną pomoc, a ona po prostu.

Prawdziwą dziecięcą miłością.

SONY DSC

 SONY DSC

 SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

IMG_7542

  • Iwona Masłowska

    extra misiu :)u nas bylby szał na niego :) Majka uwielbia misie. :)

  • W podróży przez życie

    Cudowny miś :) Przydałby się i nam… mimo że Starsza M. nie ma problemów z zasypianiem raczej, ale asystę godnych tego miana zabawek musi mieć :)

    • http://www.rekamimamy.pl/ Rękami Mamy

      szczerze polecam. Piękny ma głos, daje miłe światło i przy okazji daje się kochać :)

      • Iwona Masłowska

        my się chyba skusimy :) majka śpi z całą asystom miśków więc też bedzie idealny :)

        • http://www.rekamimamy.pl/ Rękami Mamy

          będziecie zadowolone obie :)

          • Iwona Masłowska

            jeszcze dziś tata jak wróci z pracy sobie go obejrzy i zamówimy :)