Fisher Price – koń na huśtawce

Zabawki Fisher Price są z nami od kiedy pojawiła się w naszym domu Michalina. Uznane przez nas za najbardziej dziecioodporne, wygrywały z innymi markami bezdyskusyjnie.

Pierwsze kontakty z zabawkami są dość trudne, bo wszystko ląduje w buzi, albo na ziemi. Na ziemi coraz częściej i z coraz mocniejszym “dup” o podłogę.

Bo przecież nic tak nie cieszy jak wyrzucanie bez końca z wózka, kiedy zziajana Mama wciąż to podnosi. Najlepsza zabawa!

Ilość uderzeń ma zatrważające skutki dla zabawki, ale FP to przemyślał i wie co tak naprawdę z zabawkami się dzieje w domowym zaciszu.

Nigdy nie wygląda to jak w reklamie, ani na opakowaniach produktu.

 

 

Owszem dzieci są wesołe i szczęśliwe, ale nie dlatego, że siedzą na tyłku w jednym punkcie, na hiper czystym dywanie, 

ale dlatego, że mogą rzucać w nieskończoność, ślinić i uderzać przedmiotami o podłogę, napawając się wspaniałym,

nowym dla ucha dźwiękiem.

Jednym to przeszkadza, innym nie.

Jestem za tym, że to nie ma przeszkadzać, a jeśli tak jest, to zmień to w sobie.

Istota bycia rodzicem polega na wspieraniu każdego etapu rozwoju, a jednym z nich jest właśnie to “dup” zabawką z wózka.

 

Nie złość się, nie tłumacz, że nie wolno, bo zasada grawitacji jest piękna i zachwyca od kiedy tylko się siada i umie chwycić.

Też taki byłeś, też rzucałeś z wózka.

Może nie grającym telefonem, a toksycznym miśkiem z Azji, albo łyżką do zupy, ale robiłeś tak na pewno.

 

Michalina podrosła, przestała rzucać, a zabawki dzielnie to zniosły i służą kolejnym dzieciom.

Nic nie odprysnęło, nic nie pękło, gra jak grało.

Niezniszczalne.

Szkoda, że ten czas przeminął, a wraz z nim Fisher Price. Taki kolorowy i radosny.

 

 

Zacofana jestem jednak. Kręcę się w tym świecie i nadal się uczę.

Bo na drugie urodziny Miśka dostała interaktywny telefon… Fisher Price!

To było pierwsze zaskoczenie. 

No bo dla dwulatka też są? A on liczyć uczył i gadać, tylko, że go do wanny zaraz wrzuciła, a tego już nie zniósł.

Cała nadzieja, że dziadek jednak go wskrzesi, bo powiedział, że się da.

Zaczęłam szperać i podglądać i faktycznie FP ma zabawki nawet dla starszaków,

od mojej siostry dostaliśmy fenomenalny pad z wymiennymi książeczkami.

Mistrzostwo absolutne. 

Zachwyciłam się tymi zabawkami na nowo i tak trafiła do nas stajnia.

Na pierwszy rzut oka dość prosta, ale tu ma skrytkę, a tu się da połączyć i co najlepsze wszystko to odkryła Michalina, a nie ja.

Więc radość podwójna.

I moja i jej.

Myślałam, że może za prosta, za łatwa, ale fascynacja jest tak wielka, że nie ma poranka,

którego nie powitałaby wesołym “Ihaha” łącząc swoje stajnie i wymieniając w nich rumaki.

 

Na pewno jest to bezpieczna zabawka, z którą można dziecko zostawić samo w pokoju. A niech się bawi.

Ale dzieciństwo przemija i będzie nam żal tych chwil straconych.

Bawmy się więc razem. W końcu to nasz czas, którego nikt nam już nigdy nie odda.

Ja wiem wiem.

Jest praca, jest kariera, gdzie znaleźć w tym czas i chęć na zabawę. 

Ale jeśli potraktujemy to jak ZABAWĘ, a nie jak konieczność i wciągniemy się w wymyślony świat naszych dzieci, to wierzcie mi,

to będzie najlepszy relaks.

 

Bo kto powiedział, że nie można się bawić leżąc na dywanie? ;)

 

Ambasadorką kampanii Fisher Price “Pobawmy się” została Top Modelka Kamila Szczawińska.

Zastanawiam się ile ona musi poświęcić czasu sobie i pracy, a jednak daje przykład spełnionej mamy, która kocha zabawę.

A jeśli chcecie wiedzieć jaką opinię mają Eksperci, koniecznie przeczytajcie tekst pod zdjęciami. Warto, bo daje do myślenia.

 

A potem…

A potem idźcie i bawcie się razem! :)

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

 

Stajnia Little People – Fisher Price

Stajnia obok – Playmobil

Dywany 3D – Kids Town

 POBAWMY SIĘ! 

Dzieci nie potrafią myśleć po dorosłemu, a dorośli po dziecięcemu. Pierwsza część stwierdzenia to zarzut w stosunku do dzieci. Natomiast druga jest neutralnym oznajmieniem faktu. Skąd taka niesprawiedliwa ocena dzieci przez dorosłych? Wynika z niedoceniania podstawowej aktywności dzieci, czyli zabawy, i postrzegania jej jako mniej wartościowej niż praca. Jest to błędne, bo tylko w odbiorze dorosłych to, co robi dziecko to niewinne swawolenie. Dla dziecka jego zabawa jest nauką i pracą jednocześnie, a jej efekty są imponujące. Dzieci zupełnie naturalnie i spontanicznie uczą się języka, a dorosłym taka nauka przychodzi z trudem i efekty są mniej imponujące. Pierwszy rysunek dziecka to głowonóg, przedstawiający dziecięce wyobrażenie człowieka. Jest wyjątkowy, ponieważ maluch nigdy nie widział takiej formy w naturze, a więc jest to coś kreatywnego. Rysunki większości dorosłych, są niewiele lepsze graficznie, ale zdecydowanie mniej oryginalne.

 Czy na pewno dziecięca nauka poprzez zabawę jest tak prosta, jak myśli większość dorosłych?

Taka banalna zabawa we wskazywanie i nazywanie przedmiotów to tak naprawdę aktywność określana przez filozofów jako tworzenie pojęć, czyli przyporządkowywanie nazw do ich desygnatów, a przez poetów opatrywana lirycznym westchnieniem odpowiednie dać rzeczy słowo. Jest to trudny proces, bo dorosły raz wskazując ten sam przedmiot np. czerwony krążek piramidki, powie „czerwony”, a innym razem „kółko”. A dziecko w swoim małym rozumku, bez dodatkowych wyjaśnień dołączy „czerwony” do kategorii kolorów, a „kółko” do kształtów. Pytanie, kto tu wykonuje trudniejsze zadnie umysłowe – dziecko czy dorosły – jest oczywiście retoryczne. 

 W ujęciu dorosłych zabawa i praca to przeciwieństwa, ale tylko do czasu, gdy rodzic zaczyna bawić się ze swoim maluszkiem. Wówczas widzi jaki to wysiłek i trud oraz jak ta aktywność absorbuje. Odczuwa to szczególnie gdy stara się tę zabawę uatrakcyjnić i wzbogacić o elementy edukacyjne. Jednocześnie jest zadziwiony postępami jakie ona powoduje w rozwoju, dziecka i jego samego – dojrzałego już człowieka. Początkowe lekceważące podejście do zabawy wynika najczęściej z niezrozumienia tego, co właściwie dziecko robi i jakie to ma znaczenie do rozwoju jego myślenia. Wiele z pozoru banalnych i niewinnych swawoli dziecięcych to faktycznie kamienie milowe w myśleniu. Oto kilka przykładów.

Pierwsza w pełni zabawowa aktywność kilkumiesięcznego dziecka to zabawa „jest – nie ma”. Maluszek zasłaniając i odsłaniając jakieś elementy zabawki (tzw. zakrywki, zasłonki) lub przedmioty analizuje zjawisko „pojawia się i znika”. Z uwagą przygląda się jak w zabawkach typu „A-ku-ku” np. z kapelusza wyłania się myszka, a potem w nim znika. Z zapałem coś nakrywa i odkrywa oraz otwiera i zamyka pudełka, zwłaszcza, gdy coś w nich jest. Zaśmiewa się gdy mama zasłaniając sobie twarz mówi „nie ma, nie ma” a potem odkrywając ją wykrzykuje „jest!”. Takie harce to nie tylko przyjemność, ale rozwój myślenia. Poprzez te zabawy dziecko rozwija tzw. pojęcie stałości przedmiotu, czyli zaczyna rozumieć, że obiekty trwale istnieją choć mogą zmieniać swoje położenie i wygląd. Od tego czasu możliwie jest zapamiętywanie („coś tu wcześniej było”) i ocenianie właściwości przedmiotu („to jest małe i chowa się do pudełka”). To są pierwsze inteligentne analizy, które w przyszłości doprowadzą do wielu odkryć i wynalazków, za które otrzyma nagrody jako osoba dorosła.

 Nawet jeśli dorośli sądzą, że dzieciństwo to zupełnie beztroski okres, to jeszcze przed ukończeniem pierwszego roku życia dziecka rozwiązuje wiele problemów. Na szczęście nie tych życiowych tylko umysłowych. Pierwszy poważny dylemat malucha to, jak osiągnąć atrakcyjny, ale odległy przedmiot, przy jak najmniejszym wysiłku. Gdy nie umie się jeszcze dobrze chodzić jest to poważne wyzwanie. Początkowo dziecko mozolnie przekręca się i raczkuje w kierunku pożądanego obiektu. Szybko jednak odkrywa, że może zaoszczędzić sporo wysiłku jeśli przyciągnie ten przedmiot za jakąś wystającą część np. za tasiemkę lub przysunie go używając innego przedmiotu jako zgarniacza. Tak samo jak dorosły, dziecko używa myślenia, żeby rozwiązać jakiś problem i ułatwić sobie życie.

 Niewinne piętrzenie piramidek, ustawianie na sobie klocków, wkładanie mniejszych elementów do większych, to duża frajda dla malucha, ale również nauka sekwencji i szeregowania. Jest to pierwsze przyswojenie sobie zasady systematyzowania wiedzy, która posługuje się uporządkowaną strukturą i określonym interwałem. I kto by pomyślał, że dziecko przygotowuje się do nauki np tabliczki mnożenia, struktury kalendarza, jednostek miar, już podczas budowania wieży z klocków!

Dziecko potrzebuje dorosłego do stworzenia mu odpowiednich warunków do zabawy, ale również jako ciekawego partnera. Dla rodziców wnikliwie obserwujących dokonania swoich pociech wspólna zabawa to również może być atrakcyjny czas i okazja do pogłębienia więzi z dzieckiem. Dlatego dobrze byłoby gdyby to entuzjastyczne zaproszenie „pobawmy się!” brzmiało jak najczęściej w ustach rodziców, a nie tylko dzieci.

 

dr n. hum. Justyna Korzeniewska – psycholog

 

Tekst powstał we współpracy z marką Fisher Price.