Gdybym to ja wiedziała…

Pamiętam, że mając lat “naście”, a potem “dzieścia”, ciągle wokoło słyszałam, że jak ja, będę miała dzieci…

To ja się rękami, nogami zapierałam, twierdząc, że takowych mieć nie będę.

eReM inspiracje

A potem znów mi tłumaczyli, że jeszcze się przekonam, jak mi się nagle “zachce”,

że nic piękniejszego nie ma od tych kupek uroczych i tulenia “tego”.

A mi się wtedy żołądek wywracał na samą myśl o tych kupkach paskudnych,

a samo dziecko kojarzyło z “czymś” łysym, gołym i zimnym w dotyku.

Jak bardzo się myliłam, wie tylko ten, kto już przynajmniej jedno swoje własne

dziecię w ramionach tulił.

Jednak kiedy wspominam tamte “dobre rady” i życzenia, myślę,

że Ci ludzie odwoływali się po prostu do nieodpowiedniej części mnie.

Nie można nastolatce, czy też młodej kobiecie na starcie życiowej przygody i kariery opowiadać historii

o położnictwie i szczęśliwości połogu.

Nie da się przemówić osobie, która właśnie wkracza w najpiękniejszy okres swojego życia, do rozsądku,

używając argumentów o stateczności i przyjemnym miksowaniu zupek.

To wszystko to totalna fikcja, rodem z horroru i właściwie w ogóle nie ma po co takich rzeczy mówić,

a jeśli się już bardzo musi, to można inaczej.

Nie od tej strony.

Nikt mi nie mówił wtedy, że wciąż będę mogła bezkarnie turlać się ze śniegowej górki,

nie powiedzieli też, że poznam wyjątkowych ludzi,

nie do pogadania wyłącznie o kupkach i zupkach, ale którzy wpłyną na moje życie i karierę.

Że nikt nie skrytykuje oglądania przeze mnie bajek, ani mojej miłości do kreskówek Disneya.

Zapomnieli też dodać, że nigdy wcześniej nie miałam tylu zabawek, ile mieć będę

(to też kwestia dostępności w “moich czasach”) i że będę mogła się nimi bawić i czerpać z tego ogromną frajdę!

Nie wszystkie zabawki Michaliny budzą we mnie dziś tę dziecięcą radość,

ale każda, bez wyjątku podoba się również nam.

Mamie i Tacie.

Wyszukuję to, co moim zdaniem najciekawsze, a wspólnie z Miśką wybieramy to, co ujmie nasze serca i oczy.

Ostatnio w rękach Miśki znalazła się modnisia – Myszka Minnie i to chyba mi pierwszej, oczy zabłysły na jej widok.

Uwielbiam disneyowskie myszy od dziecka, kiedy to skazana byłam na oglądanie ich w języku niemieckim

i właśnie tę najskrytszą, dziecięcą część mnie urzekła ta zabawka.

Mysz jest duża, tak mniej więcej na 3/4 wysokości lalki Barbie.

Można jej zmieniać sukienki, “tłuste” kokardy i piękne pantofelki.

Do tego jest prezent i tort, oraz pękaty balon, który może trzymać w ręce,

bo to mysz urodzinowa.

Ja nie wiem, że ja wcześniej jej nie widziałam, nie zauważyłam??

A może nie zwróciłam uwagi, nie wiedząc, że jest taka duża.

Ubieraniu nie ma końca. Miśka zakłada jedno, zdejmuje, zakłada kolejne… i tak w kółko.

Nuda, można by pomyśleć, ale właśnie nie!

Nie wiem co za magia w tym tkwi, ale kombinacji strojów jest mnóstwo i wcale,

a wcale nam (tak, tak NAM), się to nie nudzi.

Zakochałam się w tej zabawce jak mała dziewczynka od pierwszego wejrzenia

i już szukam w sieci więcej i więcej, bo tych myszek i jej strojów jest całkiem sporo,

a że naprawdę mnie trafiło, to na Miśkę czeka już kolejna –

Myszka księżniczka.

Dołączy do puli prezentów Mikołajkowych.

Stroje wymieszamy, ale myszki będą teraz dwie, a ja się nie będę kryć,

że właśnie chciałam mieć też swoją do ubierania ;-)

I wiecie co?

Między innymi to właśnie, kocham w swoim macierzyństwie.

Te zabawy z nią, dywanowo kanapowe.

I gdyby ktoś wcześniej mi o tym powiedział, a w sklepach byłby wówczas te myszki.

To ja bym ją już wtedy kupiła i z utęsknieniem czekała dnia, w którym pojawi się w moim życiu to małe,

łyse, gołe i takie niesamowicie cieplutkie w dotyku, co mi baterie tym swoim ciepłem ładuje na full!

 

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Myszki Fisher Price

TU