Kliknij w fotkę to nakarmisz pieska… Albo pomóż mu naprawdę

Kliknij w fotkę cierpiącego pieska, a dostanie karmę.

Kliknij w zdjęcie chorego dziecka, a dostanie za to złotówkę.

OD KOGO?! Pokażcie mi tego darczyńcę, może i dla mnie coś zdobędzie.

Kolejnego Pokojowego Nobla to pewnie ma nawet w łazience… No taki gość?!

Niestety, nikt nie rozdaje pieniędzy za klikanie w fotki na FB, to żerowanie na ludzkiej naiwności, żeby nie nazwać tego inaczej.

Bo może i raz się można nabrać, ale klikać bez końca w każdą taką akcję, to już przykre. Należałoby zdjęcie tej osoby umieścić na głównej jako łapacz lajków dla biduli.

Klikanie nie przynosi efektów, nie karmi, nie leczy, nie daje dachu nad głową. To jedynie pożywka dla sumień. Coś się w końcu zrobiło dla tych biednych dzieci i wyliniałych psów. Jest się prawie bohaterem!

Żałosne.

A może zamiast klikać w kolejną naciągacką fotkę ze smutnym dzieckiem i pokaleczonym psem, tym razem zrobić coś naprawdę? Namacalnie dla świata? Nooo, pewnie nie zobaczy tych działań cała rzesza znajomych na fb, ale dzieci i psy będą wdzięczne, a sumienie realnie zaspokojone. Pójdziecie do nieba. Serio ;-)

Zdjęcia poniżej należą do mnie. Nie są ściągnięte, a ten wyliniały pies, to Major. Takie dostał imię kiedy znalazł wreszcie dom.

Znalazłam go na peronie w drodze do pracy. Zdjęcie wychudłej istoty porośniętej tu i ówdzie futrem, to obraz zwierzęcia, które mieszkało już z nami miesiąc i naprawdę już prezentuje się tu wybiegowo. Był tak słaby, że nie mógł sam wstać z ziemi. Tak chudy, że głaskaliśmy go tylko między oczami, bo każdy dotyk sprawiał mu ból.
Same kości, powleczone poranioną od leżenia skórą. Wokół szyi obręcz po ciasno zapiętej obroży/sznurku? Pokochałam go z chwilą kiedy go ujrzałam. Nie patrzyłam jaki jest brzydki. Widziałam jaki będzie piękny.

Nie umiałam się z nim rozstać, płakałam nocami, że nadejdzie ten dzień, że znajdziemy mu inny dom.

Dlaczego nie u nas?

Bo właśnie kilka miesięcy wcześniej z Łęczyckiego schroniska przywieźliśmy psa. Były z nim problemy, psy go nie akceptowały, bo był wielki jak byk, choć łagodny jak baranek. Zakochałam się w nim, marzyłam o psie z łbem jak szafa gdańska. Mąż po półrocznych błaganiach uległ i pojechaliśmy go zobaczyć… Zobaczyć. Chyba on, bo ja jechałam z obrożą, a w domu czekała wyprawka dla olbrzyma.

Kochałam ich obu.

Ale dwa potężne samce nigdy się nie zaakceptują. Mieszkali oddzieleni, raz wychodził jeden, raz drugi. Nigdy się nie poznali. Major był za słaby i baliśmy się, że nawet jeśli jako młokos na razie zostanie zaakceptowany, to wspólna zabawa go okaleczy. Ledwo chodził przecież.

Na szczęście moje rozstanie nie było bolesne, bo równie mocno pokochał Majora mój tata. To od niego właśnie dostał swoje dumne imię i dzięki jego opiece możemy go oglądać takim jak na drugim zdjęciu.
Mieszka daleko, ale nie mam poczucia straty, a kocham go nadal. Oba kocham.

Nasz byk, choć wydawał nam się ogromny, okazał się połową tego, co może osiągnąć. Wzrost ten sam, bo to już wtedy był trzylatek, ale gabaryty uległy nieco zmianie ;)

Nie zobaczycie u mnie tablicy zasypanej zdjęciami psów, nie dowiecie się z mojego FB, że mój ukochany kot, to łajza wyrzucona z jadącego samochodu, że drugi kot, to jeden z siedmiu jakie wydarłam kobiecie, która chciała je utopić.
Nie dowiecie się, że ten miot, to nie był pierwszy taki w moim domu, że “dokarmiam” konia z wybranego przez siebie schroniska i to jemu też przekazuję swój 1%, że spóźniłam się dwie godziny do pracy, bo znalazłam w centrum Warszawy psa biegającego po ruchliwej ulicy i czekałam, aż przyjedzie patrol ekologiczny.
Ani tego, że raz wstrzymałam ruch na Wale Miedzeszyńskim ratując ratlerka, który jeszcze mnie kąsał niemiłosiernie, nie chcąc mojej pomocy. Przyglądał się temu facet na chodniku stojący z innym psem i smyczą. Zawołałam więc “To Pana pies? A on, że “Nieee”. No to ja dalej mocuję się z małym niewdzięcznikiem i kiedy już udaje mi się zawlec go na chodnik, to miły Pan stwierdza. “To piesek brata”.

Ech.

Ale żaden z samochodów nie zatrąbił, nikt na mnie nie krzyknął. Co prawda i nie pomógł, ale za to nie utrudniał.

Wymieniać mogłabym tyle, że powstałby osobny blog. Ale nie tu nie chodzi o lajki, nic nie zyskuję kiedy ktoś poklepie mnie po ramieniu, że dobrze robię, bo nie dla niego to zrobiłam.

Nie mogę poświęcić się zwierzakom bardziej, zwyczajnie brak mi na to czasu i możliwości od kiedy mam Misię. Ale gdyby każdy zrobił trochę, świat byłby lepszy.

Są na szczęście ludzie, którzy mogą, chcą i robią to doskonale.

Zróbcie sobie rachunek sumienia. Nie klikajcie już w te łzawe fotki, ale działajcie. Świat bez zwierząt i dzieci byłby żaden, a dobro rodzi dobro.

Jeśli poruszyłam jakieś sumienie, bardzo się cieszę. Nie każ mu czekać, tylko działaj.

Klikając TUTAJ możesz pomóc naprawdę, ale klikanie to nie wszystko. Klikanie nie ratuje. Ratujesz Ty! Zrób to :)

Dziękuję.

Jeszcze nie Major – rok 2010

major

Major obecnie :)

 major2

 

  • http://wpodrozyprzezzycie.wordpress.com W podróży przez życie

    A zauważyłaś, że zwierzaki przychodzą po pomoc do tych, którzy je kochają? Wyczuwają to…

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      No właśnie zauważyłam, mam wrażenie, że te “przypadki” tak po każdym nie chodzą, a u nas zawsze zwierzyniec ;-)

  • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

    Czytajcie uważnie. Nie piszę tu o udostępnianiu zdjęć mogących nieść realną pomoc, ale o bezmyślnym polubianiu zdjęć, które jedynie dają poczucie, że się coś zrobiło.

  • http://fb Bożena

    Przez nasz dom przewinęło się już jakieś 10 kotów i dwa psy.
    Wszystkie nas sobie wybrały i kazdy miał swoją (najczęściej trudną)historię. Nigdy nie myślałam o tym,żeby kupić sobie psa,czy kota. Moje kocie przybłędy sa najpiękniejszymi dachowcami na świecie. A jeśli kiedyś zamarzy mi się kolejne pies-pojadę do schroniska. Po prostu.
    Bożena.

  • Jadwiga

    Nie wiem jak można tak po prostu zostawić członka rodziny na ulicy….

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      gdyby każdy kto ma zwierzę umiał traktować je jak rodzinę, świat byłby biblijnie piękny!