Papierowe listy mają duszę

Chyba każdy lubi dostawać listy i paczki. Ja lubię bardzo. Kiedyś pisałam często, a w szkole uczono jak pisać list, a teraz?

Czy nadal tak jest? Czy młodzież zna tę piękną sztukę?

W czasach ogólnodostępnego internetu ta wspaniała umiejętność wymiany zdań, to niecierpliwe oczekiwanie i zapach zapisanego papieru, odeszły w niepamięć.

Wielka szkoda.

Zachowałam wszystkie listy, które kiedykolwiek dostałam. Od koleżanek, przyjaciółek, kolegów… te wesołe i miłosne i te, które wylewały wiadrami łzy smutku z moich oczu. Kiedyś do nich wszystkich wrócę, może nawet z córką jeśli będzie chciała. Są swoistym pamiętnikiem minionych lat, zapisane na papierze przyjaźnie i wspomnienia, słowami innych osób. Wspaniała pamiątka. E-maile nie dadzą tego samego uczucia i nawet katalogowane nie sprawią nigdy, że poczuję tamten klimat, a wydrukowane nie mają duszy. Słowo pisane ma moc i nic tego nie zmieni.

Listonosz mnie już unika. Zawsze jak go widzę, pytam czy coś do mnie ma. Nawet jak się nie spodziewam, bo liczę na to, że kiedyś znów przyjdzie do mnie pisane ręką słowo i takie właśnie, niespodziewane wywoła największe emocje.

Lada dzień listonosz sam zacznie do mnie pisać, żebym się odczepiła ;)

A nie tylko rachunki, ponaglenia, zaproszenia na spotkania z pościelą i inne głupoty. A wszystko to bez duszy i nawet podpis odbity na ksero. Martwa kartka ląduje w kominku, nawet nie czytam. Taki spam, tylko w realu.

Klik- spam-spalone.

Dym unosi drukowane słowa, niech wiedzą, że ich nie chcę.

Podczas kolejnych zmagań rowerkowych wokół naszego osiedla (małe ulice, same domki, można spokojnie poszaleć na rowerku) natknęłyśmy się na “paczkonosza”.

Co mi tam.

“Ma Pan coś dla mnie? ” :)

“A wie Pani, chyba dziś mam”

Wertuje te swoje karteluszki i wyciąga moją! :) Jest! Dostałam paczkę! :)) Siasia patrzy zaciekawiona, chce wiedzieć co przyszło.

Ja też nie mogę się doczekać więc biegniemy do domu. Nie wytrzymuję i nieco nadrywam pudełko.

Uwielbiam dostawać paczki! :)

Tak bardzo, że cieszę się nawet jak sama sobie coś kupię i w pełni spodziewam się, że przyjdzie. Zagadką jest tylko kiedy i wtedy mam swój czas oczekiwania i radość z otrzymania.

Tego dnia wiedziałam, że coś do mnie przyjdzie, nie miałam jednak pewności kiedy dokładnie, więc radość mnie ogarnęła porównywalna ze szczęściem dziecka, które dostaje nową zabawkę.

Pędem do domu.

Małe spać. Mama musi się nacieszyć :D

Serio, już dawno nic tak bardzo mnie nie ucieszyło i jeśli lubicie spersonalizowane rzeczy

to Grawer może Wam zrobić niesamowitą frajdę! :) 

Moja, to sucha pieczęć. Praska, dzięki której mogę wytłoczyć swój znak i który posłuży mi teraz do znakowania książek oraz jako wizytówki!

Tak pięknej rzeczy też dawno nie miałam w rękach. Suche pieczęcie są różne, ale Pan Dariusz Kopton, Grawer z Opola wykonał dla mnie rzecz tak piękną, że gdyby nie gabaryty nosiłabym dumnie na szyi ;)

Prezent o jakim marzyłam, doskonałej jakości i cudnej urody.

Od razu przetestowałam na wszelkich “papiórkach” ukrywanych w szufladach i mój zachwyt sięgnął zenitu.

Nie dość, że dostałam paczkę, to jeszcze jej zawartość mnie powala.

Jeśli dawno nie sprawiliście sobie wyjątkowego prezentu, zachęcam Was, do zrobienia sobie podobnego. Nie mówię oczywiście, że każdy ma mieć podobną praskę,

ale oznaczoną łyżkę do zupy, brelok do kluczy z własnym wierszem dla ukochanej osoby itp. Zapomniałam ile radości sprawiają takie wyjątkowe, dedykowane gadżety.

Kiedyś podarowałam swojemu mężowi, a wówczas “chłopakowi”, skórzaną kronikę, do której przymocowałam wygrawerowaną tabliczkę z wyznaniem i dedykacją z okazji rocznicy. 

To piękne pamiątki i wyjątkowe gadżety. To coś, czego na pewno nie ma nikt inny. 

i wiecie co? :)

Zdjęłam ze strychu stare listy. 

Zamierzam napisać do każdej z tych osób, z którymi łączą mnie miłe wspomnienia. Może już tam nie mieszkają… a może właśnie tak.

Ale dostaną ode mnie prawdziwe listy, zapomniane, a jakże piękne słowo z duszą.

A papeterię…

oznakuję swoją pieczęcią.

Witaj,

to ja, Malwina.

Pamiętasz mnie jeszcze?

Poznajmy się na nowo… minęło tyle lat…

SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

kliknij w zdjęcie

SONY DSC

  • http://ciasteczkowapotworzyca.blox.pl/html talablaska

    Też mam sterty starych, pisanych listów :) Pytasz o młodzież, czy umie pisać listy….uczą ich tego szkole i nawet na sprawdzianie klas szóstych napisanie listu było ich zadaniem. Jak na mój gust mają z tym ogromny problem…
    P.S Pieczęć cudowna!!!

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      no właśnie, bo to dla nich abstrakcja. Pisanie listów to jak historia, nie czują tego, tylko próbują wykuć. A ta forma, ten styl, tego w mailu nie znajdą.

  • http://www.blogmama.pl Iga

    Listy to świetna sprawa. Kiedyś pisałyśmy sobie z Natalią :) i wymieniałyśmy się przy okazji spotkań. Niesamowite to było, czytałyśmy, to co się u nas wydarzyło, odpowiadałyśmy sobie za pomocą pióra.

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      i co się stało, że się skończyło. To takie piękne. Ja też nie wiem dlaczego, po prostu internet wygrał

  • http://wpodrozyprzezzycie.wordpress.com/ Danusia

    kocham pisać i dostawać listy – to świetna pamiątka i okazja do udowodnienia, że komuś chce się coś więcej niż wysłać maila. :)

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      tak, list to kawałek siebie. Maile i smsy, nie wymagają tyle zaangażowania co list.

  • http://www.bejbolino.eu Ola

    Oj tak. W dzisiejszym świecie bardzo mi tego brakuje…
    Ja tez mam kilka listow schowanych:)

  • http://FB Bozena

    Pamiętam,jak czekałam na listy od siostry-mieszkającej jeszcze wtedy w Hamburgu.Wiedziałam,kiedy mniej więcej będzie ten dzień-i to był dzień wyjątkowy.
    Od rana szybciutko ogarniałam chatę (bo w świeto wszak musi być porzadek),Szukałam dla dzieci takiego zajęcia,żeby przez pół godziny mogły sie bawić w swoim pokoju nie potrzebując mnie,a ja biagłam na dół do skrzynki,póżniej parzyłam sobie kawę i na deser był list…
    Niezapomniane chwile..
    Póżniej były sms-y,maile i czar prysł…:P