PUKY rowerek biegowy dla maluszka
Długo zastanawialiśmy się nad rowerkiem biegowym dla Miśki i pewnie nadal byśmy się głowili, gdyby nie nadarzyła się okazja przestestowania
rowerka Puky.
Trafił nam się bardzo dziewczyński w różowym kolorze, a pierwsze nasze wrażenie to “o jejku on będzie za mały!”
Rowerek czekał, a zainteresowana spała. Jak nigdy niecierpliwie czekaliśmy aż wstanie. Kasku się nie baliśmy, ona lubi nakrycia głowy, ale jak zareaguje na rowerek?
Chodziłam koło niego, oglądałam, kręciłam kółkami (kierownica obraca się wokół własnej osi wraz z kołem jak w rowerach wyczynowych).
Malutki taki jakiś…
Kiedy potencjalna zainteresowana wstała, okazało się, że jej zainteresowanie jest położone bardzo daleko, zarówno od roweru jak i plastikowego kasku, którego za nic w świecie nie chciała nawet przymierzyć do regulacji.
Kilka rund po dywanie pustym rowerem, Mamine podskoki i akrobacje dały oczekiwany rezultat i udało się przymierzyć kask i dziecko do roweru.
ZA DUUUŻYY! :D
byliśmy pewni, że ona taka wielka, a rowerek tyci, a tu niespodzianka :) Szybko Pan Tata opuścił siodełko do minimum, nie przymierzając nawet do Siaśki.
Teraz za nisko. Grr… Dobra, tragedii nie ma idziemy na dwór. Pierwsza runda po okolicy zaowocowała bólami rąk rodziców, bo rowerek trzeba było głównie nieść. Nawet widok masowo plątających się ulicami rowerzystów nie był w stanie nakłonić do prób.
Kask NIE. “Mamusia, maś” Dobra i tak nie jedzie to chociaż parę razy niech usiądzie bez kasku. Usiadła. Zeszła. Uciekła…
Aaaaaa! Wracaj to jest fajne! Faaajneeee!!! Ciekawe czy słyszy mnie jeszcze z tej odległości. Ech.
Wróciliśmy na własne podwórko, może tam…
Swoje kąty zadziałały i nawet kask był ok. po chwili zrobiła samodzielnie kilka kroków, a nasze okrzyki i brawa, bardzo ją zmotywowały. Sklep jest niedaleko od domu, ‘to może skoczycie po bułę?” Siasia lubi sobie przetrącić suchą bułkę raz dziennie, więc to dobry początek.
Pojedziesz z tatusiem na rowerku?
Jest aprobata, więc korzystamy.
Sru, po bułę.
Ja zostałam w ogrodzie i z oddali słyszałam jej chichot, jak nic wróci już samodzielnie :)) Duma mnie rozpiera i kiedy słyszę znów ich głosy, wspinam się na bramę, żeby podejrzeć. Roześmiani, szczęśliwi wracają.
Siasia rozpędzona i wesoła z bułą w ręce, a Pan Tata…
Niesie rowerek :/
Katastrofa.
Podejście nr dwa
Podejście nr dwa było już łatwiejsze. Sama zainteresowana zgłosiła chęć wyjścia na rower i założyła kask, nazwany przez nią “cziapek” od czapki. Lubi czapki i chyba to był jej sposób na przełamanie niechęci do kasku ;) Pan Tata widząc entuzjazm Jednejtrzeciej wpadł na pomysł, że w takim razie to on jedzie na rolkach. Dopiero się uczy i średnio widziałam ten plan, ale ok, co ja mogę. Szłam jak na doczepkę. Niestety kilka metrów ok, a potem rower “papa” “Mama maś” i co, mam go znów nieść?!?!?. No nie nie koleżanko, sama chciałaś sama jedziesz! Niechętnie, ale wsiadła… Siedzi.
“Mama pchaś”
No to pcham :|
Złamana w pół, jedną ręką trzymając bok kierownicy, drugą plecki Siaśki, w kucki biegłam obok niej. A ta, ośmielona moją asekuracją, zasuwała aż furczało!
Po kilkuset metrach miałam rozpalone żelazo w udach i pośladkach i jedyne na co normalnie byłoby mnie stać to czołganie.
Mówię normalnie, bo teraz jestem Mamą i może tyłek płonie mi żywym ogniem skurczu mięśni, ale z uśmiechem na twarzy – no przecież nie chcę dziecka zniechęcić – lecę i wołam jaka jestem dumna i blada, a język wkręca mi się już pod koła..
he khe yy sap. sap.
Aaa nie dam rady! Wołam PT i każę zdjąć rolki. No przecież się przekręcę na tym spacerze.
Co nas podkusiło z tym rowerkiem?!
To tak ma wyglądać?
Zziajana, ledwo powłócząca nogami idę za Misią, a ta leniwie sunie do przodu…
SAMA! :)
I znów koniec.
Porzuca rower i mówi, że ma dość.
Nie wierzę. Dzieci to przecież lubią. Widziałam!!
i jak na życzenie zza rogu wyjechało nasze zbawienie! :) Dziewczynka na drewnianej biegówce.
Niech się schowają przykłady, które przewijały się do tej pory. Nie dość, że każdy miał pedały, to na dodatek wszyscy byli dużo starsi!
Dziewczynka na oko, około rok starsza, śmigała aż miło. Była już tak samodzielna, że jej mama mogła swobodnie jechać na swoim rowerze obok.
Wysapałam. “patrz. dziewczynka jedzie i jest fajnie”
Do domu wróciła z asekuracją jedynie z tyłu, więc przynajmniej nie musiałam kucać :))
Tego dnia nie miałam już sił na nic i nawet kąpiel nie przyniosła ulgi zapalonym mięśniom. Zasnęłam nie wiem kiedy.
Podejście nr trzy
jest, jest!!! :)
Sukces!
i tylko dobrze, że mamy kask, bo ośmielona tym sukcesem, zaliczyła chodnik 4 razy i raz wpadła na murek. Głową nie uderzyła, ale lepiej dmuchać na zimne :))
tylko buty polecam byle jakie, do zdarcia, bo czubki idą nieźle w ruch.
Podsumowując:
Spokojnie możecie kupić taki dla swojego dziecka, ale jeśli macie pewność, że polubi jazdę, ale wiecie, że już to zna.
Początkującej, zwłaszcza dziewczynce, trudność sprawia manewrowanie i podnoszenie z pozycji leżącej rowerka, bo jest ciężki.
A jeśli wiecie, że na trasie będziecie go tez nieść, to lepiej zaopatrzyć się w pasek, który umożliwi noszenie roweru jak torebki inaczej jego ciężar może zniechęcić nie tylko dziecko ;))
Puky jest odporny, solidny i ma możliwość postawienia nóżek, lub jazdy jak na hulajnodze.
Jeśli Wasze dziecko jest sfokusowane na jazdę. Polecam śmiało :)
Podejście nr 4 i więcej
Absolutny hit!
Rower służy nam do najdziwniejszych wyczynów, fakt, że jest niewielki sprawia, że łatwo się nim manewruje i moja pierwsza ocena daleka była od prawdy. Ktoś, kto go projektował miał dobry plan. Misia zasuwa aż się beton pali, a zjazdy z górki to ulubiona zabawa.
Puky sprawdza się zarówno na chodniku, jak i w dzikim terenie. To doskonałe rozwiązanie na wycieczki rowerowe i łatwo go spakować do samochodu, nawet za siedzeniami z tylu. Jestem bardzo zadowolona, bo już po 7 dniach Misia jeździ jakby się na rowerze urodziła :)
-
http://wpodrozyprzezzycie.wordpress.com/ Danusia
-
nina
-
Justyna