Stoi na półce mała perełka, lekko, przyjemnie kolorem zerka…
Stoi i kusi, łypie i nęci. Czy jest tu ktoś kogo dziś nie zakręci?
Pewnego pięknego dnia, uświadomiłam sobie, że chociaż dużo z Miśką czytamy, wiele śpiewamy i rymujemy, to kompletnie nie znam rymowanek tzw. przedszkolnych. Przyszło mi zabawiać przez chwilę dziecko przyjaciółki i dobrze, że było na etapie “wszystko mnie cieszy, co się dzieje wokół mnie”, bo wypadłam dość słabo. A może tylko mi się tak zdaje. W każdym razie wyszło na to, że owszem znam wyliczanki, rymowanki i cały śpiewnik dziecięcych piosenek, ale… po angielsku! Mam płyty i to piękne płyty, jak Tuwimki czy Bum trala fik, ale jakoś czuję, że to znam, bo przecież sama się na tym wychowałam, ale jak przyszło wyrecytować to już gorzej. Wstyd, wstyd i czerwienię się, przyznaję.
Postanowiłam sobie tamtego dnia, że nadrobię, bo angielskie swoją drogą, wiadomo, to Miśki drugi język, ale w końcu polskie też powinna, ba, musi znać.
Tu jakby czytając w moich myślach z odsieczą przyszła Magda, z Zabawkowicz.pl, która pokazała mi absolutną perłę. Bo owszem płyty płytami, ale dobrej książki co pachnie i dobrze leży w dłoni to nic nie zastąpi.
Tak wpadła w moje ręce zupełnie odnowiona, choć wydana w retro stylu, Lokomotywa Tuwima. Wydana przez wydawnictwo Visart z Warszawy, trafiła w mój gust i potrzebę idealnie.
Pamiętam własny zachwyt dawną wersją Lokomotywy, kiedy jako dziecko chłonęłam każdą ilustrację z zachwytem i bijącym sercem. Mogłam oglądać bez końca, z namaszczeniem celebrując każdy wers. Biła z niej magia, której nie potrafiłam się oprzeć. Pamiętam jak dwa lata temu, w antykwariacie wpadła mi w ręce tamta stara Lokomotywa. Serce znów zabiło mocniej i musiałam, po prostu musiałam ją kupić dla Miśki.
Jestem bardzo wrażliwa na ilustracje, dobra kreska potrafi przekonać mnie do książki, a do Lokomotywy po prostu czułam miętę.
Nowe wydanie Visart powaliło mnie na kolana. Lokomotywa zilustrowana prostą kreską, a zarazem taką magiczną, dziecięcą, ale stylową. Całość na twardej tekturce, więc idealna nawet dla malucha bez obawy, że podrze delikatne stronice i zbałamuci cenne ilustracje swoją śliną.
Książka zapakowana w cudnej urody tekturowe pudło, po prostu cymes! Idealna na prezent, idealna dla nas.
Nawet robiłam podchody, co by Miśce to pudło podprowadzić, ale! to nie tylko schowek na książkę.
W cennym pudełku mieści się jeszcze jeden skarb. Puzzle! Puzzle fabularne! Matko jedyna, jakiż ktoś miał genialny pomysł. Od razu złapaliśmy za lekturę i dawaaj, buchać, sapać, dyszeć, rękami machać, wtaczając ciężkie żelastwo pod górę z mozołem. Miśka zapatrzona i zauroczona słuchała opowieści z ust taty, podpatrywała moje puzzlowe zmagania na podłodze.
Jakie to cudne!
Michalina, dopiero przekonuje się do wszelakich puzzli. Z reguły ograniczają jej swobodę. Fakt, że trzeba je układać w pewien określony sposób sprawia, że szybko się nudzi.
Ale te są inne! Zobacz, układa się je wzdłuż i … o matulu! i można je układać w dowolnej kolejności także.
Łączenia pozwalają na stworzenie własnego układu wagonów!
No tego jeszcze u nas nie było.
Jestem zakochana i zrobiłam pierwszy krok do nauczenia siebie i Miśki polskich wierszyków. Tylko pewnie postój będzie długi, bo zachwyt trwa i końca nie widać ;)
ZAUROCZYSKO TOTALNE!
Zachęcam do polubienia (TU) i śledzenia dalszych losów. Mam nadzieję, że Visart zaskoczy mnie niebawem kolejną tego typu produkcją, bo jeszcze mamy sporo wierszyków do nadrobienia, a kto jak nie oni?
-
Katarzyna Sarnowska
-
Agata Filewicz
-
Joanna Adamkiewicz