W podróży czas się nie dłuży

Czyli  – zgadywanki znajdywanki na czas podróży z dzieckiem. 

Zagadki lubi chyba każde dziecko, a przynajmniej nie poznałam takiego, które nie lubi. Mogą się bawić w to w nieskończoność,

lub do momentu, w którym dorosły ma dość, albo brak mu już weny.

Wtedy do akcji wkraczają pomocnicy. Są fajne “jednorazówki” jak ja to mówię, czyli coś na wzór kolorowanek.

Cienka okładka, białe strony, a na nich labirynty, połącz kropki itp. zajmowacze dziecka.

Jednorazówki, bo raz, że nie są specjalnie wytrzymałe, to dwa, więcej niż raz labiryntu nie przejdziesz.

Chyba, że namówisz dziecko do pracy ołówkiem, a jak wiadomo z tym różnie jest.

Pod ręką prędzej będzie długopis, flamaster lub kredka.

Ale nawet wypełniane ołówkiem niestety nie mają takiej mocy, bo po prostu nie stanowią wyzwania kolejnym razem.

Stają się zbyt łatwe, a jednak w zagadkach chodzi o to,

żeby się trochę pozastanawiać, ale ostatecznie wygrać.

 

My często podróżujemy i na dodatek są to podróże długie.

Najkrótsza to około pięć godzin, tyle dzieli nas od jednych dziadków, a najdłuższa to póki co 9, tyle natomiast jedziemy do drugich.

Czasem krócej, ale to kwestia warunków na drodze.

Tak czy siak, to ogrom czasu na małego człowieka i każdy się już nudzi, a co dopiero dziecko.

Nuda dociera w każdy zakamarek szybciej bo człowiek krótszy, czy jakoś tak.

Szukam na każdą podróż czegoś nowego, co zajmie Miśkę w momencie kiedy ja już mam skurcze szczęki od gadania,

albo zwyczajnie sama mam ochotę na chwilę ciszy.

Oczywiście od czego są tablety i przenośne dvd, ale to ostateczność.

Tak naprawdę raz w całym życiu Michaliny zdarzyło nam się puścić jej bajkę w podróży. 

Śpiewamy, czytamy, kolorujemy na stoliku. Miśka całkiem nieźle organizuje się w trasie,

ale poprzedza to kilka dni moich przygotowań. 

W ostatniej podróży towarzyszyła nam książka całkiem inna, całkiem nowa, jeszcze niemal ciepła.

W zasadzie jak tylko wzięłam ją do ręki, wiedziałam, że będzie doskonała. Sama chętnie uczestniczę w zabawie,

tylko się nie wypowiadam. Miśka ma zgadywać i zajmuje jej to sporo czasu.

Cennego dla mnie czasu ciszy i podziwiania widoków za oknem.

Na każdej stronie dzieje się masa rzeczy, jest tłum ludzi, ogrom przedmiotów, a wszystko kipi kolorami i przesytem.

Jak na książkę do czytania, to może nadto,

ale tej książki się nie czyta. Ją się plądruje wzrokiem

Na każdej karcie. A są grube, mięsiste i błyszczące. Jest tylko krótki tekst, np. Kto pije kawę?

SONY DSC

i to właściwie jedynie zadanie dla rodzica, przeczytać to i oddać książkę dziecku.

Dzieje się tam tyle, że zanim Wasze dziecko zacznie faktycznie szukać kogoś z kawą,

sprawdzi i uważnie obejrzy każdą rzecz na karcie z pytaniem,

a i pewnie na sąsiedniej. Po dwudziestu minutach ciszy, wystarczy zapytać jeszcze raz:

Wiesz już kto tam pije kawę?

Wtedy dziecko wraca do szukania i odnajduje :)

Albo nie, a jeśli nie, na każdej z okładek znajdują się specjalne strony z wyciętymi kółkami,

które pomogą odnaleźć odpowiedź na każde z pytań.

Kółek jest sporo, żeby odpowiedzi mogły być rozsypane, a nie znajdować się zawsze w tym samym miejscu książki.

 

Dla mnie hit. 100 punktów za koncepcję i wykonanie.

To chyba jedyna teraz tego typu książka. Mnie powaliła na kolana jak kiedyś “Where’s Wally?”.

A najlepsze jest to, że od czasu jednej podróży, do drugiej,

Wasze dziecko zapomni gdzie, w tym całym zamieszaniu, była prawidłowa odpowiedź na zadane pytanie.

Na dodatek ogrom ilustracji znów wzbudzi zainteresowanie, bo to takie obrazy,

które można oglądać bez końca i zawsze znajdzie się coś całkiem nowego :)

 

TU – W podróży czas się nie dłuży  Wydawnictwa Debit

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC