Znalazłyśmy wiosnę…
Usłyszałam dziś w sklepie: temperatura odczuwalna 11 stopni… a ja topię się jak bałwan w ogródku, ubrana w oficerki i zimowy wełniany płaszcz.
Chyba jest więcej, a ja mam dodatkowy grzejnik w postaci śpiącej na moim ramieniu, w pełnym rynsztunku Siasi. Pęknie mi chyba kręgosłup zaraz, a ręce mi już mdleją. Siasia śpi jak zabita, pierwszy raz mi tak padła i muszę ją nieść, ale z drugiej strony, pierwszy raz wybrałyśmy się na całodniowy wypad bez wcześniejszej drzemki i bez wózka :D
Pięknie. Umrę w Pepco, albo przynajmniej zaraz zacznę wyć. Zaczynam marzyć o jakimś kąciku gdzie ją położę na chwilę, ale pewnie mnie zaraz aresztują i na nic tłumaczenia, że kocham swoje dziecko, że dbam, bo przecież porzuciłam między wieszakami w dyskoncie odzieżowym. Aaaa! Odrzucam myśl o położeniu jej gdzieś.
Ania, która pomagała mi dziś podczas wizyty lekarskiej i zaopiekowała się Misią, biega między półkami zachwycona. Ten sklep mnie zawsze zadziwia, zabawki, foremki, garnuszki, bibeloty, a ceny jakby pomylone :) uwielbiam!
Ale teraz mam zajęte ręce i zaciskam zęby, próbuję dotknąć silikonowych foremek na muffiny w kształcie serca, ale drętwieje mi cała masa ścięgien w lewej ręce i bransoletka odcina dopływ krwi wbijając się w nadgarstek.
Siasiaaa!!
Nic. Główka bezwładnie opada za ramię kiedy ją podrzucam, żeby zmienić pozycję. Wtedy zauważam, że troczki czapki cisną ją pod brodą i prawą ręką zaczynam magię próbując odwiązać czapę. Oczywiście marny ze mnie Houdini i mało się nie przewracam na regał z ceramiką do łazienki…
ale za to cyk! Siasia się budzi i chce biegać :D
Jeee! ręce mam do kostek i nie czuję jednej, rozmasowuję przywracając krążenie i już zaczynam żałować, że jednak nie śpi. Siasi nie ma.
Ok ok, Ania była z nami i czujnie pilnowała po drugiej stroni regałów, więc Michalina otoczona czujnym okiem nie dała rady zwiać. Wyprowadziła po sklepie pluszowego, różowego pudla na patyku, wysapała się w pstrokaty wiatraczek, powzdychała do jajusiów, oblizała piłkę i jakoś udało nam się dojść do kas. Przy kasie wypatrzyła sobie skarpetki, opaski, bransoletki, kolczyki z piór, parasolkę i balony.
Z tego zaakceptowałam bransoletkę, bo pasowała do upatrzonych przeze mnie szortów. Nie obłowione, ale wyhasane, wyszłyśmy na poszukiwania czerwonych szpilek :)
Upał trwał nadal, cudowna pogoda, zaczęło pachnieć wiosną na dobre, czas wygrzebać lżejsze ubrania, zmienić buty, bo stóp nie czuję po tym dniu.
Pan Tata przejął nas w mieście i piechotą wróciliśmy do domu. Prawie 3km samej drogi powrotnej, a zaczęło padać.
Taki piękny wiosenny dzień, a deszcz. No cóż, nie jesteśmy z cukru, a dzięki niemu rozpuściły się resztki śniegu i ziemia zapachniała życiem. Cudowny dzień.
no prawie…
Bo na badaniach, bywało lepiej, ale to jeszcze nie powtórka z rozrywki i oby jej nie było. Jest szansa, że zniknie…
Trzymajcie za mnie.
-
Tala
-
Nina P.
-
http://wpodrozyprzezzycie.wordpress.com/ Danusia
-
Nina