Świat stoi przede mną otworem…
taaak. Zastanawiam się tylko czasem – którym! ;) Bo ostatnio mam wrażenie, że otwór jest zdecydowanie nie w tym miejscy, w które chciałabym wkraczać ze swoim życiem.
A tak serio, to nowy rok, mimo, że nie lubię postanowień, planów noworocznych i innych tego typu głupot (głupot, bo rzadko kiedy to jest realizowane i tylko denerwuje), to ten rok przygniótł mnie niemal od razu i zmusił do refleksji. Nie będę pisać sobie listy marzeń, życzeń i do niczego zmuszać. Nie jestem typem człowieka, który potrzebuje bata, żeby coś zdziałać. Ponadto obiecuję sobie w tym roku NIC, albo przynajmniej dużo mniej, musieć, a przede wszystkim chcieć. Odpuszczam wiele spraw, bo ani nie przyniosły mi oczekiwanych korzyści, ani przyjemności, a na dodatek wiele działo się kosztem moich sił i czasu, a owoców nie zebrałam wcale, albo naprawdę mizerne.
Niee, nie narzekam na miniony rok, był ciekawy, wiele się nauczyłam, wiele osób poznałam i nie zamierzam od tego odstępować, ale był jeden dzień w nowym już roku, który uświadomił mi, że bez względu na to jak wiele z siebie dam, dostanę tylko resztki albo nic.
Bo nie każdy ma wielkie serce, bo nie każdy myśli jak ja i jeśli oczekiwałam, że dając od siebie całe serce dostanę w zamian choć połowę tego, to byłam w wielkim błędzie.
Zawiodłam się na niektórych znajomościach, pozostając sama jak palec w chwili kiedy potrzebowałam wsparcia, a kiedy poduszka wchłaniała moje kolejne łzy rozgoryczenia, była przy mnie tylko ta maleńka rączka i kudłata główka mojej córki.
Nie po to pisze, żeby się rozżalać, każdy ma swoje życie, problemy i mało kogo obchodzi, co czują inni.
Teraz to wiem.
Jak zwykle za późno i kolejny raz, choć myślałam, że po narodzinach Miśki dostałam już solidną nauczkę, czuję żal.
Do samej siebie. Dlatego, że jestem naiwna, łatwowierna, zbyt otwarta.
Ciąża zmieniła mnie w mamałygę. Z hardej babki zrobiłam się wrażliwa aż nad wyraz i tak łatwo ulegam, kiedy widzę, że komuś źle. Dałam się wykorzystać dając siebie, zamiast brać życie za rogi i łapczywie łykać każdą chwilę nie dzieląc się z nikim prócz rodziny. Nowy rok, a raczej solidny policzek od niego, przywrócił mi ostrość widzenia i znów dokonuję przewartościowania. Części już dokonałam i wiem, że nie muszę oglądać się za siebie, tylko pakować walizki i zmienić swoje życie tak jak sobie to zaplanowaliśmy. Misia nie jest do końca świadoma, bo jest zbyt mała, ale wie, że angielski jest bardzo ważny, dlatego staje się jej drugim językiem. Rozumie tyle, że bez niego nie będzie się mogła porozumieć w swoim nowym domu i uczy się dzielnie, a raczej po prostu chłonie go tak samo jak swój ojczysty, bo dla takiego małego bąka, ilość języków nie ma znaczenia, to tylko nasze “stare” głowy mają blokadę wywołaną obawami o nieznane (ale o tym w kolejnej notce)
Ale ja porzucam swoje obawy i idę do przodu z uniesioną głową, nie będę w nowym domu bardziej samotna, bo prawda jest taka, że najbliżsi stali się dla mnie Ci, których znam najkrócej i za to dziękuję Wam serdecznie.
A Tobie Agnieszka w szczególności, bo widujemy się może nie tak często jak bym chciała, ale jesteś blisko, zawsze mogę na Ciebie liczyć, choćby przez telefon, a przecież znamy się tak krotko…
A teraz przepis na szczęście w kilka chwil :)
Składniki:
– ukochane dziecko/dzieci
– czysty stół
– plastikowa miska
– jajo
– 1/4 kg mąki
– pół szklanki wody
– akcesoria kuchenne tj. wałek, foremki itpnie są konieczne)
– fartuszek (dziękujemy raz jeszcze!! ♥ jest zachwycający)
– mokre ściereczki do czyszczenia blatów
– odkurzacz
Wykonanie:
– dać dziecku wolną rękę ;)
Dziękuję tym, którzy są ze mną wtedy, kiedy mam wrażenie, że świat mi runął
a jeśli chcielibyście zamówić podobny komplet (wzór naszyty może być dowolny i w innym kolorze) dajcie znać, a skontaktuję Was z osobą, która szyje te cudeńka :))
-
http://wpodrozyprzezzycie.wordpress.com W podróży przez życie
-
Kasia
-
Dorota
-
zabawyzn
-
http://www.zuzulenka.pl/ Joanna Adamkiewicz