Ach śpij Kochanie…

eReM inspiracje

W naszym życiu ciągle coś się dzieje.

Chyba nie umiemy usiedzieć na miejscu i lubimy podejmować szybkie decyzje.

Kiedy się poznaliśmy, zakochaliśmy się w sobie od razu.

Szybkie zaręczyny, potem ślub, przeprowadzka z mieszkania w Warszawie

do domu “pod”.

Cud w postaci Miśki i kolejne zmiany.

Remont domu zaczęliśmy właściwie już z myślą o przeprowadzce.

Nie potrafimy usiedzieć. Ciągle chcemy więcej, lepiej, inaczej.

Oboje bardzo łakniemy życia i jesteśmy ciekawi świata, a to koliduje z osiadłym trybem życia.

Z Miśką podróżuję od “pyrtka”.

Kiedy nie dało się samochodem, wsiadałyśmy w pociąg.

Same, z bagażem i wózkiem, rowerkiem…

Uwielbiam zmiany i nowości. Chciałabym, żeby nasza córka poznała jak najwięcej świata,

stykała się z innymi kulturami, nacjami, żeby to nie kolor skóry człowieka budził w niej ciekawość,

a jego osobowość, to czym może wzbogacić jej życie.

Pragnę dla niej czegoś więcej niż sama osiągnęłam, każda Mama tego pragnie.

Ja wybrałam drogę przez świat.

My ją wybraliśmy i nie bez powodu nasza córka obcuje od urodzenia z dwoma językami.

Angielski to podstawa do poznania tego, co chcę jej pokazać, czym chcę ją zafascynować.

Decyzję podjęliśmy prawie dwa lata temu, ale nie było sposobności, żeby choćby się do niej zbliżyć. 

Kilka miesięcy temu postanowiliśmy, że trzeba kuć żelazo póki gorące i łapać życie za rogi,

póki jesteśmy młodzi i możemy nasze plany zrealizować.

Tak zaczęła się nasza przygoda, nowy rozdział naszego życia i … moja droga przez mękę.

Dwa miesiące temu zmarła Babcia Michaliny, dwa miesiące temu jej tata wsiadł w samolot i poleciał w świat.

Przygotowywaliśmy ją do tego dnia starannie, ale jak można przygotować serce trzylatka do takiej rozłąki? 

Podwójny cios w serce małego ludka to zbyt wiele.

Bezsenne noce, płaczliwe wieczory, przychodzenie do mojego łóżka, stały się normą przez pierwszy miesiąc.

Bywały noce, kiedy nie zmrużyłam oka, bo kiedy kończyłam pracę przy komputerze i chciałam się położyć,

to ona właśnie się budziła z płaczem.

Rozpacz tak wielka, że sama ledwo powstrzymywałam łzy.

Setki pytań o Babcię, milion o miłość Taty, a mi odpowiedzi grzęzły w gardle,

tłumionym szlochem.

Padnięta do granic, z sinymi oczami i błędnym spojrzeniem, tłumaczyłam tuliłam,

śpiewałam godzinne kołysanki.

Kiedy przestawałam ona wstawała, pytała czy ja też wyjadę, czy może zapalić światło, czy ją przypilnuję.

Nasze marzenie stało się moim koszmarem.

Pokój Miśki jest blisko łazienki, więc zostawiałam zapalone światło, żeby czuła się raźniej,

i  żeby nie wybiła zębów w nocy, przy przeprowadzce do mojego łóżka.

To pomagało, ale nie było moim wymarzonym rozwiązaniem, ponadto dawało za dużo światła. 

Zamieniłam górne światło, na małą lampkę biurową, którą stawiałam na pralce,

ale nadal nie było to idealne rozwiązanie.

Kiedy osiągnęłam już apogeum zmęczenia z powodu bezsennych nocy i pobudek o piątej rano,

po ledwie godzinnej drzemce, jak z nieba spadły na mnie rozwiązania.

Na stronie BabyClub poznałam rzeczy, dzięki którym nasze nocne zmory mogły odejść precz.

Miśka uzyska odpowiednie oświetlenie, a ja spokój nocy i poranków.

Miśka to dziecko, które od urodzenia budzi się około 8-9.00 i pobudki przed ptasim śpiewem

to dla mnie wykańczająca anomalia.

Spróbujemy mała, pomyślałam i podjęłyśmy próby.

Chciałam dać jej te prezenty na Mikołajki, ale pewnie do nich zmieniłabym się już w zombie,

więc zrobiłam też trochę prezent sobie.

LATARENKA Kid Sleep to był strzał w dziesiątkę od pierwszej sekundy.

Miśka tuliła ją do siebie i ze łzami w oczach (słowo daję popłakała się!!), powiedziała

Dziękuję, o tym właśnie marzyłam.

To było coś, bo jeszcze nie wiedziała jak działa, ale widocznie spełniała jej najskrytsze marzenia estetyczne,

o których nie wiedziałam do tamtego momentu.

Ja także byłam oczarowana, bo latarenka poza tym, że jest po prostu śliczna, spełnia też sporo funkcji.

To sprytne urządzonko stawia się na bazie, która podłączona jest do kontaktu.

Baza ma przycisk, którym ja wieczorem uruchamiam wybrany tryb,

a którym i ona się posługuje, kiedy w nocy wstanie i ma ochotę na kołysanki.

Dwa rodzaje kołysanek, szum wody i bijące serce to dźwięki,

którymi można usypiać dziecko na różnych poziomach głośności. 

My mamy już ulubioną kołysankę i póki co nie zmieniamy dźwięków, ale Miśka sama mogłaby to zrobić,

bo to banalnie proste, wystarczy przesunąć pstryczek znajdujący się od spodu bazy.

Lampka ma siedem poziomów światła LED. 

1. nocne światełko, kiedy świeci się samo kółko z króliczkiem

2. białe światło latarenki

3. żółte światło latarenki

4. niebieskie światło

5. czerwone

6. automatyczna zmiana kolorów jeden po drugim

7. wyłączenie oświetlenia

Kiedy pierwszej nocy położyłam Miśkę w towarzystwie latarenki, od razu zasnęła przy dźwięku kołysanki.

Kolejne noce wymagały już powtórki, czasem do czterech razy, ale i tak zasypiała.

Najbardziej spodobało jej się to, że może lampkę podnieść za górny uchwyt

i zabrać ze sobą na podróż do mojego łóżka.

Tak, to się nie zmieniło i nocne podróże wciąż się odbywają.

Po wyjęciu z bazy lampka świeci delikatniejszym białym światłem, na dwóch poziomach jasności.

Mały bąk wędrujący z misiem pod pachą i latarenką uniesioną przed twarzą wygląda w nocy obłędnie słodko.

Nawet już nie próbuję jej tłumaczyć, że ma spać u siebie, bo wiem, że to minie,

a ten widok wart jest czekania na nią każdej nocy :)

Trudniej było wyperswadować nieco późniejsze pobudki, niż o 5-tej nad ranem. 

Tu z pomocą wszedł zegar KidSleep, pewnie części z Was już znany w poprzedniej wersji.

To jego najnowsza wersja, Moon, od niedawna na polskim rynku.

Różni się nieznacznie od poprzednika kształtem zegara, oraz samym zegarem.

Ta wersja – Kid Sleep Moon,

moim zdaniem bardziej uwzględnia dzieci niż rodzica.

Zegar jest łatwiejszy do odczytania, a jeśli dziecko, tak jak moje,

nie umie jeszcze odczytać żadnego, nawet elektronicznego zegara,

to wyświetlacz pokazuje dodatkowo księżyc i słońce, więc wiadomo czy jest noc czy dzień.

Zarówno panel z zegarem jak i obrazkiem jest podświetlany, w nocy świeci się śpiący,

a w dzień rozbrykany króliczek.

Można ten panel wymienić na jednego śpiącego króliczka i tym samym zmienić zegarek w lampkę nocną.

Ja tego nie robię, bo światło z połówki jest wystarczające, a świeci jeszcze latarenka.

Ponadto zegar ma najważniejszą dla mnie funkcję czyli czas wstawania.

Zegar ma możliwość ustawienia trzech trybów drzemki.

1. nocne spanie

2. dzienna drzemka

3. pobudka w weekend!

Szał!

Nobla dla tego, kto pomyślał o weekendowych pobudkach!!

Wyrodna ze mnie matka.

Ale nie mam pojęcia, o której budzi się moje dziecko. Wstaje z MOJEGO łóżka,

ale nie wiem o której, bo mnie nie budzi.

Idzie do swojego pokoju i tam bawi się stajnią, układa puzzle…

Wiem, bo widzę co zostało wyciągnięte, ale mnie, budzi o 8.30.

Codziennie.

Przychodzi, daje mi buziaka i mówi – Mamusiu, dzwonił budzik, zlób mi śniadanko.

Nie było tak łatwo jak z laterenką.

Potrzebowała około tygodnia, żeby przyswoić nowe zasady niebudzenia mnie.

Ale obie osiągnęłyśmy cel.

Ja powoli zatrzymuję swoją przemianę w zombie i zaczynam wyglądać jak człowiek,

bez użycia tony podkładu i pudru,

a ona śpi spokojna i zasypia przy kołysankach.

Teraz, kiedy osiągnęłyśmy nasz spokój ducha i umysłu, zaczynamy pakować pudła :)

Czas podbić świat i zmieniać swoje życie tak, żeby potem ze łzami wzruszenia w oczach powiedzieć

– Dziękuję, o tym właśnie marzyłam.

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Dziękuję BabyClub za powstrzymanie mojej metamorfozy w matkę zombie

i przegnanie nocnych koszmarów Miśki.

To bezcenne

  • W podróży przez życie

    my na szczęście bez lampek ;)
    zdążymy się jeszcze zobaczyć???

    • http://www.rekamimamy.pl/ Rękami Mamy

      mam nadzieję! ;)