Człowiek z liściem na głowie…

Idzie jesień. Widać to już gołym okiem i żadne wypieranie jej nie pomaga i żadne wzmocnienia pozytywne nie działają.

Jest mokro i coraz zimniej, wieczorem nie da się już posiedzieć przy grillu i rano nie budzi nas już słońce. Właściwie to nic się nie chce w takie deszczowe i bure dni.

Ale kiedy się już zmobilizujemy, to okazuje się, że jesienią też może być fajnie. W końcu nie po to ktoś wymyślił kalosze, żeby siedzieć w domu i nie od tego jest się dzieckiem, żeby tych kaloszy nie testować w każdym chodnikowym zbiorniku wodnym ;)

Ubranie musi być wygodne i ciepłe, tak naprawdę nie jest ważne czy jest markowe, czy nowe i czy wygląda się w nim jak by się było dzieckiem Toma Cruise’a. Ważne żeby plecy nie były odkryte i żeby w stopy było ciepło. Potem już liczy się tylko komfort. Ma być wygodnie, w końcu jak się jest dzieckiem to wszystko jest ciekawe i warte odkrycia. Nie można więc przejść obojętnie obok murków i bram. Tu się wspiąć, na tym uwiesić, tam kucnąć, żeby zebrać łupy spacerowe.

Uwielbiam bezrękawniki, te puchowe i te zwykłe. Ciepłe, ale nie krępujące ruchów, są doskonałe na okres wiosenny i jesienny.

Niestety mi brakuje, podarłam w lesie i trwają poszukiwania nowego. Za to Siaśka ma ich pół szafy, bo też lubi.

Kieszenie wypchane żołędziami po brzegi, nie chciały przyjąć więcej, ale od czego ma się torebkę mamy!

Dość śmiesznie wyglądałam przy straganie z sypiącymi się z torby żołędziami, kiedy szukałam pieniędzy na śliwki,

ale jak się jest małym dzieckiem to takie rzeczy są naturalne i co się dziwisz.

Zbieranie liści pierwszy raz bawiło ją tak bardzo. Odgadywała kolory i robiła dla mnie bukiety.

Kolejno wręczyła mi zebrane liście i pobiegła w stronę domu. Wepchnęłam je do reklamówki i poszłam za nią.

Nagle przypomniała sobie i ze smutkiem spytała mnie gdzie jej liście. Wyjęłam je z torby i oddałam w małe łapki.

Żebyście wiedzieli jaką radość tym wywołałam, aż prawie dumna z siebie byłam.

“Schowałaś?!  Huraa! Dziękuję Mamusiuuu!”

No i się rozpłynęłam. W tej chwili byłam super mamą!

Na straganie jesień uderzyła ze zdwojoną siłą. Pękate i soczyście pomarańczowe dynie wywołały zachwyt w moim dziecku, aż je ściskać zaczęła i całować.

Na szczęście miłość była chwilowa i nie musiałam taszczyć do domu na barkach 20-kilogramowej bomby.

Na zdjęciach Siaśka zapchana bułą, to obowiązkowy element każdego spaceru, sucha buła, a w domu ciepłe mleko, dziś bardzo potrzebne, choć nawet nie było nam specjalnie zimno.

Dotlenione i rozbrykane miałyśmy ochotę na więcej, ale zaczęło lać… jutro poszukamy grzybów. Podobno jest ich masa.

 

SONY DSC SONY DSC SONY DSC  SONY DSC SONY DSCSONY DSCSONY DSCSONY DSC SONY DSCSONY DSCSONY DSCSONY DSCSONY DSCSONY DSC

  • http://wpodrozyprzezzycie.wordpress.com W podróży przez życie

    My ograniczyłyśmy zbieractwo, od kiedy przyłapałam M. na żuciu… żołędzia! :)

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      Teraz to już mądra panienka, może polubi robienie ludzików? :)

  • http://entomka.blogspot.com entomka

    My ostatnio wróciliśmy z kieszeniami pełnymi kasztanow ..
    Dynie też przytaszczylismy ale do niej mamy wszyscy sentyment, troszkę zabawy a potem rozgrzewajaca zupa dyniowa a na deser piernik też z dynia ….
    Pozdrawiam

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      Piernik z dynią brzmi nieźle, mój tata robi dynię w syropie ananasowym, wspaniały smak! Z wczorajszej wyprawy wróciliśmy z całą torbą kasztanów, jutro się bawimy! :)