Tchnienie jodu z serca ziemi. Wycieczka do Sołonki.

Wspomnień czar… Letnie dni minęły nie wiem kiedy, nadchodzi jesień,

a ja tęsknię za szumem zielonych drzew i słońcem.

Zdecydowanie wolę narzekać na upały niż na zimno.  

Wszyscy kochamy morze, nawet nasz pies, a może zwłaszcza nasz pies…?

Ale serce zawsze ciągnie mnie w góry.

Widok wapiennych skałek i szum potoków sprawia, że czuję się dobrze.

Czuję wtedy wewnętrzny spokój, tak jak wtedy, kiedy byłam mała,

a widoki tego typu miałam znacznie częściej niż teraz.

Podkrakowskie skałki sprawiają, że serce mocniej mi bije.

Duszą jestem zawsze tam. To rodzinne, mam to we krwi i tyle.

Rodzice zaszczepili we mnie całkiem niechcący, a może chcący, ale nie wymuszenie,

miłość do górskich widoków.

Pamiętam jak by to było wczoraj, jak szłam pieszo z moim tatą i siostrą z Zabierzowa do Ojcowa.

Miałam kilkanaście lat, ale zmęczenia nie czułam wcale.

Piłam wodę ze źródła i wdychałam szczęście u boku taty.

Niestety górskie powietrze, choć niezwykłe, sprzyja chorobom tarczycy,

mało w nim jodu, za to pełno innych mikroelementów,

więc jeśli nie wdychamy jodu odpowiednio często, mogą pojawić się problemy.

Groty solne, inhalacje, solanki… to najlepszy sposób żeby niedobór jodu uzupełniać.

W tym roku mało nas było nad morzem, nie złożyło się, czasu zabrakło i możliwości.

Za to ja i Siaśka siedziałyśmy sporo na południu.

Brakowało mi tej dawki jodu i martwiłam się, że nie uzupełniam zapasów u córki.

W końcu to odporność na cały rok. 2 tygodnie nad morzem to jak bity miesiąc w grocie solnej!

Niestety. Nie w tym roku.

Dziadek, choć na wyprawę do Ojcowa porwać się już nie chciał, zwłaszcza pieszą ;),

zaproponował wycieczkę do źródła jodu.  To była niespodzianka. Zajechaliśmy koło południa, było tylko kilka osób.

Niewielka kamienna budowla zadaszona drewnianą, trochę góralską konstrukcją.  

Pod dachem biegną rurki, a z nich cały czas sączy się woda.

Woda… nie byle jaka woda, ale solanka z serca ziemi. Niewielki amfiteatr przed kamienną ścianą,

podłoga z desek, półkole ze spływającą wodą, a na środku studnia.

Na ławkach amfiteatru można usiąść, to wystarczająco blisko, choć się nie wydaje,

ale już po chwili czuje się w płucach morskie powietrze.

A kto nie zażywa jodowych inhalacji, może nawet zemdleć!

Wokoło las i szlak dla pieszych wędrówek, ale nie szliśmy, szlak czarny, a my ubrani jak plażowicze.

Wodę spływającą wzdłuż ściany można pić, ale warto wyłapać u źródła, bo ściany żyją ;)

Porośnięte glonami wyglądającymi jak zielona plazma GhostBusters ,

nie zachęcają do lizania, ale do macania owszem,

nie darowałabym sobie ;) Miękka, zielona i lepka maź, wypurchlona tu i ówdzie.

Ohyda.

Na dole kamienna rynna, do niej spływa woda cieknąca po ścianie.

Miśka od razu wpadła do niej z okrzykiem radości.

Uwaga! Bo ślisko. Oczywiście wywinęła jak długa, więc przebierałam ją tam w sumie 3x!

Za drugim odpuściłam i poczekałam aż się sama znudzi.

Znudzona poszła na stojący pomiędzy dwiema fontannami (też solankowymi) drewniany plac zabaw.

Fajny, duży, i ciekawy.

Dla dzieci co nie lubią lizania glonów ;) i moczenia tyłków w lodowatej wodzie.

Wokoło ławki i zadaszone miejsca na piknik.  Można przyjechać z koszem i spędzić tam cały dzień.

Mała knajpka na wzniesieniu, więc ostatecznie bez kosza też się z głodu nie umrze.

Ceny normalne, a wstęp do tężni bezpłatny.

Parking oddalony o kilkaset metrów za drzewami, nie przeszkadza w oddychaniu, ani znalezieniu spokoju i ciszy wśród drzew.

Miejsce duże nie jest, ale nawet popołudniu, kiedy zaroiło się od ludzi, nie było tam gwarno, ani tłoczno.

Tylko fontanna była oblegana, ale mieląca wciąż tę samą wodę,

moim zdaniem śmierdziała i nie miałam zamiaru do niej wchodzić,

ale byli i tacy co wkładali do niej swoje małe dzieci. Blech.

Najodowani i szczęśliwi, padliśmy w domu jak muchy.

A jak macie do morza daleko, to do Sołonki pewnie nie.

Warto uzupełnić jod przed zimą i nie dać się chorobowym zmorom!

Wszystkie trasy oczywiście Siaśka pokonywała na Góralku, jak przystało na tereny.

Budziła tym zachwyt i podziw, że takie kurdupelki mają tyle odwagi.

Zwłaszcza w chwili kiedy z prędkością światła zjechała po trasie od parkingu do solanki,

co się później okazało… całkiem niechcący ;)

SOŁONKA

SONY DSC

SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

SONY DSCSONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

SONY DSC SONY DSCSONY DSC SONY DSC

  • http://wpodrozyprzezzycie.wordpress.com W podróży przez życie

    A nas tam nie było – wstyd, trzeba nadrobić! :)

    • http://rekamimamy.pl Rękami Mamy

      e tam ;) Do nadrobienia :))